FIRMA GODNA ZAUFANIA

poniedziałek, 27 października 2014

wędkarska etyka, na bezrybiu i rak ryba...

witam
Długo wahałem się nad napisaniem tego postu na naszym blogu wędkarskim. Chciałbym poruszyć dość drażliwy temat, który bardzo dzieli wędkarzy w naszym kraju. Chodzi o szeroko pojętą "etykę wędkarza" i czym powinno być wędkarstwo w dzisiejszych czasach, przy olbrzymim postępie technologicznym w dziedzinie sprzętu i tym, że są Nas miliony, a ryb coraz mniej...
Swoją przygodę z wędkarstwem zaczynałem w połowie lat 90-tych, wtedy jako dzieciak zostałem "zarażony" tym hobby przez ojca, pamiętam moją pierwszą złowioną płotkę, na "pożyczoną" od Ojca wędkę i olbrzymie ilości szczupaków łowionych na żywca oraz te długie wieczory spędzone przy patroszeniu złowionych ryb...
Jak udało mi się "zasłużyć" na pierwszą wędkę, jako dzieciak każdą wolną chwilę spędzałem nad wodą i każdą złowioną rybę traktowałem jako trofeum, które trzeba było pokazać komuś, aby się pochwalić, nie patrzyłem na wędkarstwo jako piękne hobby, które uspokaja i pozwala obcować z przyrodą, liczyło się tylko "mięso" i to aby "mówiono" jakiego to leszcza złowiłem nad Odrą lub jak to szczupaki brały tak, że ciężko było donieść do domu reklamówkę z rybami. Z czasem zacząłem patrzeć na wędkarstwo innymi kategoriami, zacząłem planować każdą wyprawę wędkarską, typować najlepsze miejsca na zasiadkę lub kombinować z doborem przynęt spinningowych i sposobem prowadzenia, aby być jak najskuteczniejszym i rolę przypadku ograniczyć do minimum. Ryba stawała się "przeciwnikiem", którego trzeba było przechytrzyć i często pogodzić się z porażką, zacząłem "szanować" ryby. Już nie liczyło się mięso, zacząłem łowić dla siebie i własnej satysfakcji, to hobby pozwala moim zdaniem ciągle się rozwijać. Okazało się, że moją metodą łowienia będzie wędkarstwo spinningowe i obecnie uważam, że przy tak olbrzymiej ilości przynęt oraz metod prowadzenia, zabraknie mi życia aby zgłębić wszystkie aspekty tej metody łowienia. Początki były bardzo ciężkie, w pamięci utkwiła mi dość przykra sytuacja z dzieciństwa jak na pobliskim stawie złowiłem ładnego szczupaka (ot takie może 3kg) i miałem "publikę" na sąsiednim stanowisku, rybkę delikatnie wyczepiłem z kotwicy i wypuściłem... Natychmiast usłyszałem krzyki i przekleństwa w moją stronę, że "co ty k**wa robisz, było nam dać tą rybę a nie wypuszczać, chyba cię pojeba**" itp. Dla dzieciaka było to straszne przeżycie i od Ojca też dostałem reprymendę, że "tak się nie robi", na szczęście to było dawno temu.
 Po latach można już tylko powspominać o tych kolosalnych szczupakach łowionych na żywca, olbrzymich leszczach, które brały na kukurydze lub ziemniaka na Odrze. Zostały tylko wody i wspomnienia, bo tych ryb już tam nie ma, zostały wyłowione lub wykłusowane. Najbardziej chyba zostały przetrzebione drapieżniki, przyczyniło się do tego wiele czynników takich jak: wzrost liczby wędkarzy, coraz lepszy i tańszy sprzęt, pojawienie się nowych przynęt spinningowych, które przy obfitym rybostanie w tamtych czasach były diabelnie skuteczne. Głównie chodzi o przynęty gumowe, bo to one moim zdaniem przyczyniły się do tego, że szczupak i okoń na niektórych wodach są gatunkami zagrożonymi wyginięciem (mowa o rybach dużych), pamiętam jak na gumę na jeziorach nikogo nie dziwiły wyniki po kilkadziesiąt lub nawet kilkaset okoni, ładnych okoni, które żerowały olbrzymimi ławicami.  Teraz już tak nie ma i "mięsiarze" za czeli dobijać populacje okonia metodą boczny trok i przynętami "paproch" spotyka się wielu takich co biorą kilku lub kilkunastocentymetrowe okonki i ładują je do reklamówki z logiem np "biedronka", takiego to lepiej nie pouczać bo najczęściej usłyszymy albo przekleństwa pod naszym adresem lub teksty typu "karta musi się zwrócić" lub "dla kota biorę te okonki". Szczupaki są tępione na lodzie (metoda żywiec), na tarliskach (metody: prąd, kusza, sieci, nieetyczni wędkarze) i cały sezon na wszelkie inne metody.
Pracuję w sklepie wędkarskim i sporo muszę się nasłuchać, co roku trafiają się klienci, którzy potrafią wyskoczyć z zdjęciami, które można nazwać np: dwanaście szczupaków na trawie, pół siatki okoni dla sąsiada i kota, leszcze z tarliska smaczne, sum przywiązany na drzewie i wiele innych...
Czasami aż śmiać się chce i płakać jednocześnie jak np. słucham opowieści, że "złowiłem 10szczupaków takich od 2-3kg" z podaniem łowiska i daty, a Ja byłem akurat tego dnia w tym miejscu i widziałem jak ten klient ładuje w siatkę rybki "na oko" niewymiarowe, wiadomo ryby najszybciej rosną po złowieniu i wiadomo, wszystkie wylądowały na patelni.
W sezonie wakacyjnym na wielu wodach nie da się wolnego miejsca znaleźć, aby połowić. Ilość wędek przypadających na wędkarza waha się między 3-5 (można na max 2), każda złowiona ryba musi zostać zabrana do domu, a jak ktoś postanowi inaczej zrobić to ryzykuje wyśmianie. Przydałoby się zrobić jakieś pomiary tego co wędkarze mają w siatkach... ciekawe ile setek kilogramów ryb jest wyławianych przez wędkarzy co weekend na odcinku np. 10km Odry.
Nikt z nas tego nie zauważa i najczęściej to, że "ryba nie bierze" tłumaczymy kłusownictwem i złą polityką PZW, a my też powinniśmy bić się w pierś za to, że co roku jest gorzej. Ja nie jestem jakimś fanatykiem "NO KILL", w sezonie zabiorę kilka ryb i usmażę sobie aby zjeść ze smakiem, ale najczęściej to wygląda tak, że każdą rybę wypuszczam i największą radość czerpie z holu i samego momentu brania. Pewnej spinningowej nocki złowiłem suma 170cm długości i po bardzo emocjonującym holu i zrobieniu kilku fotek jedyne o czym myślałem, to aby jak najszybciej zwrócić mu wolność, może jeszcze kiedyś zmierzę się z nim bo pewnie nadal pływa w wodzie i rośnie. Tych emocji nie oddałbym i za tonę fileta. Jak większość z nas zacznie tak podchodzić do wędkarstwa to uważam, że natura da radę odrodzić się i wyprawy do Hiszpanii lub Szwecji nie będą tak popularne, bo mamy piękne łowiska, o które trzeba tylko zadbać.
Pora kończyć ten post na naszym blogu, bo mógłbym rozpisywać się bez końca w tym temacie, że książka by mogła powstać, a chodzi tylko o to aby każdy z nas sam przemyślał czym jest dla niego wędkarstwo i czym chciałby aby było w przyszłości. Pora na zmiany w mentalności wielu wędkarzy, bo będzie jak w porzekadle "na bezrybiu i rak ryba". Lepiej chyba łowić ryby niż dożyć czasów, że nie będzie co łowić?

pozdrawiam

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz